W kinie byłem dziś. W filmie urzekła mnie muzyka. Poza weselem, ciągle przewijała się uwertura do "Tristana i Izoldy" R. Wagnera. Miodzio.
Poza tym film utrzymany w klimacie. Uśmiechnąłem się jedynie, jak kilku widzów o wyglądzie dresa/zsolarowanej blondyny opuścili film po pół godzinie.
Do rozpłynięcia się: