Odnoszę wrażenie, że jestem aspołeczny. Zdecydowanie nie lubię i unikam przebywania w hałaśliwych lub zatłoczonych miejscach. W ogóle nie "bywam". Irytują mnie wszelkie (włącznie z własnymi) przejawy głupoty, chamstwa, infantylizmu itp... Nie umiem komuś zwracać uwagi, na sprawy, które dla mnie są przykre. A jeśli już dojdzie do tego (z wielkim trudem), to później żałuję. Czasami wydaje mi się, że nie rozumiem ludzi.
Niektóre negatywne wydarzenia pogłębiają ten stan.
Żem zapomniał o meritum. Nawet profile na wszelkich portalach społecznościowych, które posiadam, po prostu są. Nie służą do utrzymywania lub nawiązywania (to po kiego grzyba je zakładać?) znajomości. Po prostu nie umiem tego robić. Bo w jaki sposób? Przez dyskusje? Wydają mi się one jałową stratą czasu i niekiedy nerwów.
Niektóre negatywne wydarzenia pogłębiają ten stan.
Żem zapomniał o meritum. Nawet profile na wszelkich portalach społecznościowych, które posiadam, po prostu są. Nie służą do utrzymywania lub nawiązywania (to po kiego grzyba je zakładać?) znajomości. Po prostu nie umiem tego robić. Bo w jaki sposób? Przez dyskusje? Wydają mi się one jałową stratą czasu i niekiedy nerwów.